Krynica!!! Uwielbiam!!! Wszystko!!! Emeryci, podsłuchiwanie pogaduszek kuracjuszy, koncerty orkiestry, na których ludzie noszą perły i nie zdejmują czapek, najlepsze na świecie grzane białe wino i kremówka domowa, nooo i wody!!!!! Ja osobiście najbardziej lubię Słotwinkę.
I jeszcze jest coś takiego, czym Krynica może się na cały świat chwalić. Zjawisko zwane Nikifor, człowiek, duch, wrażliwość w formie materialnej sama nie wiem jak to opisać. Obejrzałam wystawę Nikifora w Muzeum przy głównym deptaku i odleciałam. Najpierw po wejściu zorientowałam się, że tu właściwie nie ma jego obrazów, tylko pamiątki, fotografie szkicownika, zdjęcia samego człowieka i poczułam się jak w jakimś niebycie, jakbym coś dogonić miała i jeszcze Pani mówi po wejściu do pierwszej sali: tu proszę sobie obejrzeć film 6 – minutowy o Nikiforze, zaraz włączę…
Usiadłam, oglądam i mam wrażenie jakbym we własnym śnie się znalazła. Baaaardzo to było dziwne uczucie i jeszcze tylko wzbudziło mój niepokój i konieczność dogonienia Nikifora. Zrywam się, chodzę z sali do sali, szukam, krążę. Wszędzie tylko zdjęcia Nikifora: w otoczeniu ludzi, turystów, dzieci ale zawsze sam, samotny. Tak mi się jakoś zrobiło, że aż chciałam go przytulić, a wiem że to i tak nic by nie dało bo Nikifor nie z ludźmi miał kontakt, tylko ze światem i jego tylko przytulał. No i wciąż ten niepokój i dalej szukam i szukam. No nareszcie!!
Trafiłam do ostatniej sali wypełnionej Nikiforem. Nogi się pode mną ugięły… Dworce kolejowe, budynki, ludziki, budynki, ludziki, dworce i jeszcze trochę dworców.
Jakie dworce!!!! Każdy nieskazitelny, niepowtarzalny, doskonały, najpiękniej brudny, każda akwarela zupełnie nie jak akwarela (uwielbiam, kiedy technika nie definiuje formy). Nic dziwnego, że kontakty z ludźmi sobie odpuścił. Przy takim poziomie przewrażliwości, gdzie każde mrugnięcie powiek, to nowy obraz, nowy widok, powidok i uderzenie mocy twórczej chyba nie mógłby bardziej wejść w relacje z otaczającym światem.
Czasami martwię się, że mi kamieni w sobie zabraknie do wydobywania, a tu proszę… Cudownie jest czuć, że ciągle jeszcze nic nie wiem i że jeszcze tyle jest do odkrycia!!!
Nikifor – wrażliwość poziom hard
Krynica!!! Uwielbiam!!! Wszystko!!!
Emeryci, podsłuchiwanie pogaduszek kuracjuszy, koncerty orkiestry, na których ludzie noszą perły i nie zdejmują czapek, najlepsze na świecie grzane białe wino i kremówka domowa, nooo i wody!!!!! Ja osobiście najbardziej lubię Słotwinkę.
I jeszcze jest coś takiego, czym Krynica może się na cały świat chwalić. Zjawisko zwane Nikifor, człowiek, duch, wrażliwość w formie materialnej sama nie wiem jak to opisać. Obejrzałam wystawę Nikifora w Muzeum przy głównym deptaku i odleciałam. Najpierw po wejściu zorientowałam się, że tu właściwie nie ma jego obrazów, tylko pamiątki, fotografie szkicownika, zdjęcia samego człowieka i poczułam się jak w jakimś niebycie, jakbym coś dogonić miała i jeszcze Pani mówi po wejściu do pierwszej sali: tu proszę sobie obejrzeć film 6 – minutowy o Nikiforze, zaraz włączę…
Usiadłam, oglądam i mam wrażenie jakbym we własnym śnie się znalazła. Baaaardzo to było dziwne uczucie i jeszcze tylko wzbudziło mój niepokój i konieczność dogonienia Nikifora. Zrywam się, chodzę z sali do sali, szukam, krążę. Wszędzie tylko zdjęcia Nikifora: w otoczeniu ludzi, turystów, dzieci ale zawsze sam, samotny. Tak mi się jakoś zrobiło, że aż chciałam go przytulić, a wiem że to i tak nic by nie dało bo Nikifor nie z ludźmi miał kontakt, tylko ze światem i jego tylko przytulał. No i wciąż ten niepokój i dalej szukam i szukam. No nareszcie!!
Trafiłam do ostatniej sali wypełnionej Nikiforem. Nogi się pode mną ugięły… Dworce kolejowe, budynki, ludziki, budynki, ludziki, dworce i jeszcze trochę dworców.
Jakie dworce!!!! Każdy nieskazitelny, niepowtarzalny, doskonały, najpiękniej brudny, każda akwarela zupełnie nie jak akwarela (uwielbiam, kiedy technika nie definiuje formy). Nic dziwnego, że kontakty z ludźmi sobie odpuścił. Przy takim poziomie przewrażliwości, gdzie każde mrugnięcie powiek, to nowy obraz, nowy widok, powidok i uderzenie mocy twórczej chyba nie mógłby bardziej wejść w relacje z otaczającym światem.
Czasami martwię się, że mi kamieni w sobie zabraknie do wydobywania, a tu proszę… Cudownie jest czuć, że ciągle jeszcze nic nie wiem i że jeszcze tyle jest do odkrycia!!!