Od jakiegoś czasu praktykuję wdzięczność. To jest takie świadome kierowanie swojej uważności na to co się ma i docenianie tego. Codziennie. Zwykle to są ludzie. Czasmi coś innego…
Poczułam wczoraj potrzebę zrobienia wiosennych porządków. Zajęło mi to lata świetlne, ale warto było 🙂
Dziś rano weszłam do pracowni i jakbym pierwszy raz tam była. Poczułam się jak Alicja w krainie czarów i pomyślałam sobie: co to za cudowne, magiczne miejsce? Ile tu niezwykłych przedmiotów, jakichś takich, jakby żyjących.
Poczułam ogromną wdzięczność za to co mam. Że mam takie swoje specjalne miejsce, tylko moje i tylko na moich prawach. Mogę tam pracować, tworzyć, schować się, ukryć lub bałaganić. Mogę leniuchować, płakać, śmiać się głupio albo tylko być.
Zdecydowanie pracownia jest najbardziej moim miejscem do „bycia”. Odrywam się od wszystkiego czym jestem, kim jestem, od wszystkich swoich życiowych ról i przez chwilę mogę pobyć tylko sobą.
Odrywam się od wszystkiego, czego mi brakuje, za czym tęsknie, czego nie mam, co chcę i mam tylko to, co mam. I po chwili to jest wystarczające, dobre, wartościowe i piękne.
Tutaj jest tylko to, co teraz robię. To, co jeszcze niczym nie jest. Tylko procesem, pracą, twórczością. Nikt tego nie widzi, nie ocenia.
Kiedy przychodzą trudne dni, razem z moją przyjaciółką Agą fantazjujemy sobie na pocieszenie o tym, żeby się tak na czas kłopotów wystrzelić w kosmos w pluszowej bańce.
No więc ja mam swój kosmos. Przedstawiam kilku jego mieszkańców…
Topografia kosmosu.
Zestaw biurowy. Zaopatrzony po obydwu stronach w niezbędne „memento”. To biurko doskonale obrazuje moje podejście (kłopotliwe) do nowych przedmiotów. Potrzebuję odbyć proces zaznajamiania się i oswajania przedmiotów. No więc kupiłam białe, nowe biurko w Ikei. Przemalowałam je na fladrowo – drewniany (bo czułam, że tak będzie ładniej). Później przemalowałam blat z powrotem na biało (żeby było bardziej lekko i syntetycznie) i przemalowałam nogi na czarno (żeby było ładniej). Później dodałam nadstawkę i dopiero poczułam, że wszystko razem „siedzi”. 😉 zajęło mi to jedynie 9 lat 🙂
Panowie do towarzystwa. Nie mam serca poddać ich konserwacji. Tacy mi się podobają i kropka.
Media w Pracowni Temper…
Magiczne lustro, które zawsze prawdę mi powie: czas upłynie i tak.
Skrzynia pełna skarbów: skrawków życia, materiałów, obrazów + jedna maszyna do szycia.
Sztaluga duża, którą dostałam jako gratis do zepsutego kota, sztaluga mała, która kiedyś jeszcze pójdzie w plener i jedno poroże, które u mnie robi za wieszak na klucze, żeby nikt więcej nigdy nie zrobił z niego trofeum.
Mieszkańcy Pracowni Temper
Od jakiegoś czasu praktykuję wdzięczność. To jest takie świadome kierowanie swojej uważności na to co się ma i docenianie tego. Codziennie. Zwykle to są ludzie. Czasmi coś innego…
Poczułam wczoraj potrzebę zrobienia wiosennych porządków. Zajęło mi to lata świetlne, ale warto było 🙂
Dziś rano weszłam do pracowni i jakbym pierwszy raz tam była. Poczułam się jak Alicja w krainie czarów i pomyślałam sobie: co to za cudowne, magiczne miejsce? Ile tu niezwykłych przedmiotów, jakichś takich, jakby żyjących.
Poczułam ogromną wdzięczność za to co mam. Że mam takie swoje specjalne miejsce, tylko moje i tylko na moich prawach. Mogę tam pracować, tworzyć, schować się, ukryć lub bałaganić. Mogę leniuchować, płakać, śmiać się głupio albo tylko być.
Zdecydowanie pracownia jest najbardziej moim miejscem do „bycia”. Odrywam się od wszystkiego czym jestem, kim jestem, od wszystkich swoich życiowych ról i przez chwilę mogę pobyć tylko sobą.
Odrywam się od wszystkiego, czego mi brakuje, za czym tęsknie, czego nie mam, co chcę i mam tylko to, co mam. I po chwili to jest wystarczające, dobre, wartościowe i piękne.
Tutaj jest tylko to, co teraz robię. To, co jeszcze niczym nie jest. Tylko procesem, pracą, twórczością. Nikt tego nie widzi, nie ocenia.
Kiedy przychodzą trudne dni, razem z moją przyjaciółką Agą fantazjujemy sobie na pocieszenie o tym, żeby się tak na czas kłopotów wystrzelić w kosmos w pluszowej bańce.
No więc ja mam swój kosmos. Przedstawiam kilku jego mieszkańców…
Topografia kosmosu.
Zestaw biurowy. Zaopatrzony po obydwu stronach w niezbędne „memento”. To biurko doskonale obrazuje moje podejście (kłopotliwe) do nowych przedmiotów. Potrzebuję odbyć proces zaznajamiania się i oswajania przedmiotów. No więc kupiłam białe, nowe biurko w Ikei. Przemalowałam je na fladrowo – drewniany (bo czułam, że tak będzie ładniej). Później przemalowałam blat z powrotem na biało (żeby było bardziej lekko i syntetycznie) i przemalowałam nogi na czarno (żeby było ładniej). Później dodałam nadstawkę i dopiero poczułam, że wszystko razem „siedzi”. 😉 zajęło mi to jedynie 9 lat 🙂
Panowie do towarzystwa. Nie mam serca poddać ich konserwacji. Tacy mi się podobają i kropka.
Media w Pracowni Temper…
Magiczne lustro, które zawsze prawdę mi powie: czas upłynie i tak.
Skrzynia pełna skarbów: skrawków życia, materiałów, obrazów + jedna maszyna do szycia.
Sztaluga duża, którą dostałam jako gratis do zepsutego kota, sztaluga mała, która kiedyś jeszcze pójdzie w plener i jedno poroże, które u mnie robi za wieszak na klucze, żeby nikt więcej nigdy nie zrobił z niego trofeum.
I jeszcze jeden szczęśliwy kosmita.